sty 03 2004

Jak zacząłem wspólne zamieszkanie z facetem......


Komentarze: 0

To było koniec lutego 2000 roku. Zadzwonił Mariusz. Zdecydował się przenieść do Wawy. Wspaniała wiadomość. Tak sobie myslałem, że już będziemy mógli w koncu być naprawdę razem. Miałem jak najszybciej znaleźć mu jakieś pokój do wynajęcia. Biegałem po agencjach nieruchomościach. W końcu znalazłem duży, piękny pokój w mieszkaniu oddalonego jakieś 100m od Placu Politechniki. Sam mieszkałem niedaleko. Właścicielką tego mieszkania jest starsza kobieta. Umówiła się ze mną na podpisanie umowy na najbliższą środę. Przyjechałem, kupiłem jej nawet kwiaty (jestem dobrze wychowanym;)). A na miejscu oswiadczyła, że zmieniła zdanie i nie chce już tego pokoju wynająć. Może wynając natomiast drugi pokój, w którym dosłownie mieści się kanapa. Nigdy nie byłem tak zły jak wtedy, straciłem szacunek dla niej. Patrzyłem na nią i zamiast starszą panią, widziałem grubą, wredną smierdzącą babę, która spierd.... mi całą sprawę. Mój Mariusz będzie za 2 dni, a tu taki numer... Potem jeszcze raz widziałem ją w tramwaju. Pewnie nie rozpoznała mnie, ale miałem ochotę jej coś przykrego powiedzieć.

Musiałem zacząć szukać od początku. W koncu znalazłem pokoju na Ursynowie, tyle, że Mariuszowi na to nie stać. Sytuacja była beznajdziejna. Jedynne wyjście jest to, żebym się wyprowadzał z akademika, gdzie mieszkałem za darmo w ramach stypendium i zamieszkał z Mariuszem. Podjąłem decyzję. Tak się zaczęło nasze wspólne życie. Właścicielka mieszkania przedstawiła się jako doktor nauk humanistycznych( podobno doktoryzowała się w Związku Radzieckim), która okazała się zwykła alkoholiczka....

homme : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz