Moja podróż z Mariuszem: miłość na odległość.......
Komentarze: 0
I znów dzieliło nas 500km. Nie było dnia kiedy o Nim nie myslałem. Okropnie tęskniłem... Brakowało mi go. Ale mimo wszystko byłem niesamowicie szczęśliwym człowiekiem. Swiadomość że jest ktoś, kto myśli o Tobie, dla kogo jeśtes ważny, ktoś na kim Ci zależy jest wspaniałym przeżyciem. Pamiętam te czasy kiedy spędziłem większość czasu w czytelni Biblioteki Narodowej i dostawałem jego SMSy: "myślę o Tobie". Myślałem, że nie ma szczęśliwszego człowieka na ziemi ode mnie...
Po pobycie w Zakopanem, jeszcze kilka razy spotkaliśmy się: pierwszy raz kiedy ma szkolenie w Warszawie. Przyjechał tylko na jeden dzień. Zatrzymał się u mnie w akademiku. Drugi raz przyjechał na rozmowy w sprawie pracy. To było w styczniu 2000 roku. Spędzaliśmy wspaniałe dni ze sobą. 13 lutego 2000, w przeddzien Święta Zakochanych, umowiliśmy się znów w Zakopanem, miejsce naszego pierwszego spotkania. Było pięknie. Nauczył mnie jedzić na nartach. Zwiedzaliśmy Zakopane. Pamiętam jeszcze pizzerię, w której spędzaliśmy wspaniały wieczór. Jest tylko jedna rzecz, o której nie mogę przypomnieć: tego wieczoru coś się stało, kiedy wracaliśmy do motelu chodził obrażony na mnie. Poszliśmy różnymi drogami ale spotkaliśmy się tuż obok miejsca noclegowego. Wtedy zdaliliśmy sobie sprawę, że się kochamy i nie ma powodu by być na siebie obrażeni. W motelu przytulił mnie, rozpłakał się i powiedział mi te słowa: "przepraszam Cię. Nie wiem jak mogłem Cię ranić..." Ja też się wzruszyłem, byłem szcześliwy, wybaczyłem mu. I do licha nie pamiętam o co wtedy poszło....
Podczas tego pobytu dostałem tel. w sprawie pracy. Byłem studentem 4-tego roku. Wysłałem swój pierwszy CV w życiu, od razu dostałem pracę, wymarzoną zresztą.
To było nasze ostatnie spotkanie przed wspólnym zamieszkaniem w Warszawie...
Dodaj komentarz