Archiwum styczeń 2004


sty 03 2004 nowe mieszkanie
Komentarze: 0

i kupił mieszkanie... sam go urządził. podziwiam go za to, że duzo rzeczy potrafi robić. jestem z niego dumny, a równocześnie czuję się tak mały obok niego. nie mogłem sie zaangazowac w mieszkaniu, nie mialem pieniedzy. zabral mnie na zakupy by wybrac kafelki, panele itp... co prawda zawsze juz wiedzial co kupic, wiem doskonale o tym wiec wypowiadam sie tylko i wylacznie w kwestii koloru. Zrobilem blad, nie docenilem tego wszystkiego co robil. Bardziej przejmowalem sie jego gniewy, jego przykre slowa skierowane do mnie, typu: "rusz dupą i wez to czy tam to", albo :"rusz głową!", " slepy jesteś", "chyba łbie z ch*jem sie pozamieniales" .....  Tak, to przykre slowa.. ale "taki typ tak ma"

Od kwietnia 2003 roku wprowadzilem sie do jego mieszkania. Bylo na poczatku bardzo dobrze. Czesciowo przyzwyczailem sie do jego ... wyzwisk (jesli mozna tak nazwac). Zawsze byl czlowiekiem dominujacym i powinienem sie podporzadkowac.

Duzo sie zmienil....

Jest obojetny. Nic mu juz nie obchodzi. Zawsze twierdzi: "taki juz jestem".

Jak mowil, najbardziej mu nie odpowiada moj brak odpowiedzialnosc, np.  Rano jak wychodzimy do pracy, czasem mowi mi ze trzeba w ta czy tamta kurke sie ubrac. Jesli nie slucham, traktuje to jako bunt przeciwko niemu. Mowil, ze jesli sie zachoruje to go zarazi, a to brak odpowiedzialnosc.. Do licha, czy moge ubrac sie zebym czul sie wygodnie?

Ma jeszcze inne przyklady, ktore powtarza za kazdym razem kiedy sie klocimy.

I ostatnio twiedzilismy: DOSC!

On mnie nie znosi. Ja jego. Szanuje go, nawet boje sie jego. Ale nie moge funkcjonowac kiedy on dominuje we wszystkim. Kiedy z nim rozmawiam, musze uwazac na kazde slowo, bo moze bedzie interpretowal tak jabym mial jakis podteks, choc ja wogole nie mam.

Mieszkamy razem, ale zyjemy obok siebie...

Zaczal sie nowy rozdzial naszego zycia..

 

homme : :
sty 03 2004 znam swoje błędy
Komentarze: 0

Chyba największym moimi błędami w tych okresach były niesolidność w sprzątaniu i to, że nie zawsze robiłem tak jak Mariusz kazał. Szczerze, załuję że stało się tak jak się stało. Szkoda, że nie pamiętam więcej szczegołów "problemów" z tego okresu. Pamietam tylko tyle, że Mariusz zaczął wyzywać, obrazać, a ja byłem zbyt dumny, czasem zachowałem się jak kretyn. Jednak była jedna rzecz, która trzymała nas razem: po każdej kłótni potrafiliśmy sobie wybaczyć. Wystarczy jedno jego słowo, wystarczy zeby przytulał i powiedział: nie kłóćmy się już... wszystkie cięzary spadły ze mnie. Tak, potrafilismy wybaczyc. Teraz już nie. Teraz jeśli się kłocimy, a ja wyciągnę dłoń po zgodę, przytulam się, przepraszam, Mariuszowi to jest obojętne...

W okresie kiedy mieszkałem w akademiku, a on na Ursusie spotykalismy sie jakis raz na tydzien. Mieszkalem w pokoju z dosc trudnym wspollokatorem. Sluchal hard rock, i tak glosno, ze nie potrafie niczego sie uczyc. Rozmawialem z nim, pozyczylem mu sluchawki, ale to tylko na kilka dni. Bylem bezsilny, a nie chcialem wywoloac konflik. Wybralem ustepstwo.

Pewnego razu Mariusz byl u mnie, akurat wtedy moj wspollokator sluchal gosno muzyki. Nie da sie rozmawiac w pokoju, wiec proponowalem bysmy wyszli na zewnatrz. Mariusz stwierdzil, ze nie traktuje go powaznie, ze dla mnie ten wspollokator jest wazniejszy, ze powienienem wyrzucic te glosniki przez okno.... Przekonalem mu, ze nie chcialbym tak postapic, nie chcialem konfliktu i prosilem zeby szanowal moj wybor. Stwierdzil, ze to jest kretysnki sposob postepowania i odwrocil sie...

Coraz bardziej czulem, ze Mariusz jest osoba,która ma niezwykle mocny ale zarazem uparty charakter. Nie łatwo mi rozumieć i zaakceptować inny sposób myślenia czy postepowania...

 

Po kilku miesiacach Mariusz postanowil kupic mieszkanie....

homme : :
sty 03 2004 my last chance to have a normal life...
Komentarze: 0

Po roku zamieszkania na Muranowie, ja musiałem wyjechać na 2 miesiące za granicą. Postanowiliśmy się wyprowadzić z mieszkania na Muranowie. Przed moim wyjazdem, upewnił się zebym spakował wszystkie swoje rzeczy w kartonach i wywiozł gdzieś do znajomych na ten okres. Jak powiedział, są to moje rzeczy i będę musiał sam się zając. OK. Mariusz jeszcze mieszkał jakiś czas sam w tym mieszkaniu i potem wyprowadził się do naszego kolegi - geja, który okazał się strasznym plotkarzem...

Podczas mojego pobytu za granicą, piseliśmy do siebie dość regularnie. Narzekał, że facet u którego mieszka to drań. NIenawidził go. W listach opisał mi jak tego faceta nie lubił. Nic dziwnego gdyby nie to, że jakos do dziś utrzymał z tym facetem dość dobry kontakt. Ale to wcale nie ma dla mnie zadnego znaczenia..

Po 2 miesiacach wróciłem do Polski. Znalezlismy mieszkanie na Bemowie. Znow zamieszkalismy razem... I tu tez byly lepsze i gorsze dni. Chodzi prawie zawsze o to samo: nie mozemy sie dogadac. Mariusz jest chyba typem, ktory zawsze ma swoje zdanie i za nic nie chce sluchac opinii innych. A ja jestem takim typem, ktory nie potrafi po prostu olewac i sie nie przejmowac. To byl krotki, kilkumiesieczny okres, ktory sie zakoczyl klotnia, w ktorej caly kubek z herbata nalal na mnie, po tym powiedzial, zebym sprzatal sciane bo moze byc po tym jakis plama.

Mieslismy sie rozstac, ale jakos dalismy sobie szanse na kolejna probe. Ja sie wyprowadzilem z powrotem do akademika, on sobie znalazl pokoj na Ursusie. Zaczal sie okres seperacji.... 

homme : :
sty 03 2004 Mieszkanie na Muranowie...
Komentarze: 0

Pani doktor nauk humanistycznych troche przesadziła z piwami:). Czasem przychodziła do nas z prośbą o kilkadziesiąc złotych na lekarstwo. Podobno była cieżko chora. Wychodziła do apteki, a jak wracała z apteki, można było zawsze usłyszeć 'psiff', 'psiff'.... Nie wyleczyła się. Miała faceta znacznie młodszego, z którym podobno była w ciąży. Dowiedzieliśmy się, że facet odsiedział kilka miesięcy w więzieniu... To nas przeraziło. Postanowiliśmy się wyprowadzić.

Znaleźliśmy kawalerkę niedaleko placu Bankowego. I tam zaczął się mój koszmar. Największym naszym problemem (raczej moim) było to że, zdaniem mojego Mariusza, nie umiem dobrze sprzątać. Pamiętam pewnego dnia po tym jak sprzątałem łazienkę, Mariusz wszedł i palcem sprawdzał poziom czystości cześci podłogi koło. I nasza rozmowa wyglądała tak:

mariusz: czy ty tutaj czysciłeś?

ja: tak, przed chwilą to zrobiłem

Mariusz: a czy tu jest poprzątane?

ja: no chyba tak skoro przed chwilą sprzątałem

mariusz (pokazując palca): nie ściemniaj, co to jest? po co kłamałeś, że to jest poprzątane..

ja: przepraszam, pewnie przeoczyłem, ale przysięgam, sprzątałem..

mariusz: kłamiesz...

 

i tak się zaczęła kłotnia o tym czy to było poprzątane czy nie, czy kłamałem czy nie...

Mariusz dobrze sprzata. Czysci każdy milimetr podłogi, mebli. Zawsze go podziwiam. Jest zatem wymagający co do efektu sprzątania. Jego zdaniem, ja jestem "leniwą dupą", która nic nie robi tylko wykorzystuje go.

Pamiętam pewnego dnia zmywał podłogę. Chodziłem potem po domu bosso i poczułem, że natnąłem na jakiś piasek, schliłem się po ten piasek, poszedłem wyrzucić do smietnika. Szczerze nawet nie widziałem jak wyglądał ten malutki piasek. Był tak mały, że chyba niepotrzebnie się przejąłem. Widziąc jak "rzuciłem" te "smieci" do smietnika, stwiedził, że nie trafiłem w kosza na smieci, i wogóle nie szanuję jego pracy. Kurde, to tylko piasek...

I potem było milion podobnych spraw. Zawsze było tak, że robiłem coś, co jemu się nie podobało. Nawet najmniejsza rzecz, tak nie istotna, że nie zwracam na to uwagi, a Mariusz dobrze pamięta. W jego oczach, jestem nierobem, który umie tylko dobrze się uczyć w szkole i pracować w firmie.

Strasznie często się kłóciliśmy. Nie wiem ile jest w tym moja wina, ile jego. Zazwyczaj kłotnie było o to,  ze coś robiłem i zdaniem Mariusza to coś miało mieć jakiś podtekst, a cholera nie miałem żadnego podteksu. A więc ja mu wyjaśniałem, że nie miałem nic krytego pod tym, a on, że musiałem mieć, tylko kręcę... Czasami czułem się psychicznie wykończony...

W okresie kiedy mieszkaliśmy na Muranowie zdarzyło się coś, co mogło się przyczynić do naszego rozstania. Pewnego razu musiałem pisać jakieś opracowanie w nocy i prosić go rano o wydruk. Miał dyskietkę w plecaku i miałem zapisać na tej dyskietce. Tak się złozyło, że na tej dyskiecie były jakieś zdjęcia i listy jakie on pisze z dwoma nieznanymi mi facetami. Z tych listów wynikało, że miał z nimi się umowić itp. itd. Byłem w szoku. Dla mnie wierność to rzecz pierwszorzędna. Nie wiedziałem co myśleć. Miałem do niego zal, czułem się oszukany... Tamtej nocy nie mogłem spać. Rano powiedziałem mu o tym co było na dyskiece, i prosiłem go o wyjaśnienie. Zrobił awanturę. Ze jestem głupi i w to wierzyłem, ze grzebałem w jego rzeczy (shit, sam mi dał tą dyskietkę). Wychodził do pracy rano zostawiając złość w domu. Z pracy napisał mi list i wysłał faksem do domu, w którym wyjaśnił, że nie wiedział skąd ci faceci mają jego adres emailowy i do niego pisali, a on myslał, że to ja chciałem zartować. No tak, to już bezszczelne kłamstwa. Po wysłaniu listu zadzwonił z pracy. Powiedziałem, że nieudolnie kłamał i nie mam żadnego komentarza. Po chwili pojawił się w domu. Rozpłakał się. Powiedział, że jak mógł takie rzeczy robić, ze mógł mnie stracić. NIe jestem w stanie wyjaśnić, ale od razu mu wybaczyłem. Kochałem go. Może wtedy myslałem, że skoro przyznaje się do winy, to powienienem dać mu szansę....

taki już jestem....

homme : :
sty 03 2004 Najszczęśliwsze dni w moim życiu...
Komentarze: 0

Wbrew pozorom u tej "alkoholiczki" spędzałem najszczęsliwsze dni w swoim życiu. Mariusz okazał się ukochanym, wspaniałym facetem. Pamiętam jak wróciłem do domu wieczorem z pracy (on jeszcze wtedy nie pracował), czekał na mnie już z obiadem. Pewnego dnia napisał w moim dzienniku: "Moja @, kocham Cię. Zaraz będziesz w domu, więc ja idę Ci kupić chicken" (tu chodziło o kurczak pieczony;). Byliśmy totalnie zakochani. Byłem w siódmym niebie...

Ale to nie trwało długo. Nasza pani domu miała kłopotu finansowego. Musiała sie przeprowadzić z mieszkania 4 pokojowego na mieszkanie 2 pokojowe. Ponieważ była sama, "wzięła" nas ze sobą. Dzień przeprowadzki, zrobiliśmy swoje, postanowiliśmy iść do Centrum na spacer, by nie przeszkadzać właścicielce w dalszej przeprowadzce. Trochę pochodziliśmy po centrum. Zmęczyłem się (przecież musiałem nosić tyle rzeczy po schodach na 4 pietro).

Mariusz: Może jeszcze pojdziemy do domu Centrum?

Ja: Wiesz, strasznie nogi mnie bolą...

Mariusz: ani słowa... odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie zaszokowanego. nie wiedziałem, że ta moja szczera wypowiedź mogła Go tak denerowować.. jeszcze pamiętam.. to było przed kinem Atlantic.

Było mi strasznie przykro. Posiedziałem troche w Centrum, poznym popoludniem pojechałem do pokoju. Tam już czekał na mnie On, z różą i przeprosinami. Przyjąłem przeprosiny i od razu mu wybaczyłem.

Nie wiedziałem, że to była ostatnia róża jaką dostałem od Niego... Nie, była jeszcze jedna... ale ta już z okazji moich urodzin.

homme : :